https://www.facebook.com/pages/Madlen/216487511788516http://instagram.com/madlensoya/https://plus.google.com/u/0/105319205607800559722/postshttp://www.pinterest.com/madlensoya/

7/07/2015

UPS!

Lemoniada w ogrodzie

Ostatnio, wykorzystując chwilę wolnego, postanowiłam w ogrodzie przy lemoniadzie ponadrabiać blogowe zaległości.. Uśmiałam się do łez, czytając o spalonym czajniku u STYLEDIGGER, dziwiąc się że też nie przytrafiło się to mnie. Zazwyczaj to ja jestem największym pechowcem w promieniu kilkudziesięciu km i zgarniam jak nietoperz komary, wszystkie głupie sytuacje. Tak chodził mi po głowie ten nieszczęsny czajnik, że przy każdorazowym parzeniu kawy uśmiechałam się po cichu do siebie i odsuwałam od płyty elektrycznej. Jednocześnie pękałam z dumy, że od kilku dni pech mnie omija. Do czasu...
 
Instagram

Zwykle właśnie tak wyglądam o 4:30 (w drodze z Warszawy- powrót z Paryża) - ZUPEŁNY NIEOGAR

Już w czwartek była wielka bieganina z powodu piątkowego wyjazdu. Choć droga ta jest mi już tak dobrze znana, nadal wyruszenie w nią przyprawia mnie o ból brzucha i ogólną niechęć, zwłaszcza, że za oknem upał. Przygotowanie dokumentów i wszelkich niezbędnych formalności związanych z firmą zajęło mi trochę czasu. Było piękne popołudnie, więc wzięłam Ipad i pracowałam na tarasie. Kiedy pod osłoną zachodzącego słońca zaczęli mnie kąsać mali krwiopijcy, zwinęłam całe biuro z tarasowego raju i pobiegłam na górę. Przygotowałam wszystko jak szło, naładowałam wszystkie możliwe sprzęty, poukładałam na stosik najpotrzebniejsze rzeczy, które po kolei wkładałam do torby. Wszystko idealnie, wciąż z jedną myślą w głowie:" Tym razem nie będę się spieszyć, niczego nie zapomnę i będę na czas!".


Rano poszło jak z płatka. Wstałam 3:30- duży plus bo zwykle co najmniej 10 razy ustawiam drzemkę-wzięłam prysznic. Zdążyłam zrobić wszystko to, czego potrzebuje każda kobieta. Zgarnęłam masę rupieci ze stolika do torebki i poszłam gotować wodę na kawę. Wtedy też pomyślałam o czajniku. Z kawą w ręku skierowałam się w stronę drzwi. Nawet sprawnie, otworzyłam je jednym palcem, nie wylewając ani kropli kawy. W 12 cm szpilkach i powłóczystej sukience do kostek, zbiegłam ze schodków na ganku. Nucąc niedawno zasłyszaną piosenkę, zawalona dokumentami, z kubkiem kawy niemal w zębach, stanęłam przed samochodem.
UPS! Where are my keys?
No i się zaczęło! Osłupiała stanęłam, przelatując swoją pamięć w poszukiwaniu ostatniego ich śladu. Torebka, stół, sofa, łóżko, taras, lodówka... Później łazienka, garderoba, pralka i znów torebka.. Dalej było już tylko gorzej.. O 4:45 wszyscy już stali na nogach. Zaspani zaglądali we wszystkie możliwe miejsca.
Nie ma! Nie pojadę! Spóźnię się! A miałam się nie spóźnić! Nie mogę się spóźnić! Gdzie one są? Co za pech! To przecież nie może się dziać! Muszą gdzieś być! Przecież wszystko było przyszykowane! To co działo się w mojej głowie przechodziło ludzkie pojęcie.. I możecie się śmiać, ale kątem oka spojrzałam na płytę elektryczną w kuchni. Tam też ich nie było! Samochód był już spakowany na wyjazd, a minuty uciekały jak oszalałe. Na szczęście Atomek był nieco bardziej opanowany i w jednej chwili podjął decyzję, a w kolejnej już wiózł mnie w umówione miejsce. Jedyne szczęście, że z uwagi na to iż nasze samochody są schowane, nie zamknęłam drzwi i mogliśmy przełożyć potrzebne mi rzeczy do drugiego auta. Całą drogę nie mogłam w to uwierzyć! Okazało się, że do mojego samochodu są jednak zapasowe kluczyki, co umożliwi mi korzystanie z niego. Znając mnie kluczyki spokojnie leżą gdzieś w domu. Na pewno jest to miejsce, w którym są bezpieczne i "łatwo je znaleźć" bo przecież tylko w takich miejscach kładę zawsze ważne rzeczy!

Coś na orzeźwienie?
 
A jeśli chcecie zobaczyć tę piękną, długą sukienkę w którą ubrałam się tego feralnego dnia, to śledźcie mnie na bieżąco, bo już niedługo post z nią w roli głównej :D



See You!

1 komentarz: