https://www.facebook.com/pages/Madlen/216487511788516http://instagram.com/madlensoya/https://plus.google.com/u/0/105319205607800559722/postshttp://www.pinterest.com/madlensoya/

8/21/2016

TWO MONTHS LATER


  Instagram
Odeszła. Zamknęła za sobą drzwi. Tyle niedopowiedzianych zdań. Niedokończonych historii. Niespisanych słów. Niezadanych pytań. Nieusłyszanych odpowiedzi. Niezapamiętanych próśb. Niezarejestrowanych zdarzeń. Przecież zawsze można zapytać. Zadzwonić. Przyjść. Usiąść przy tym samym co zawsze stole. Tym, na który w każde święta rozlewał się czerwony barszcz z uszkami  i tłukły się święcone jajka. Przy tym, przy którym dorastały wszystkie dzieci i ubieraliśmy wspólnie choinkę. Przy, którym piłyśmy wszystkie poranne i popołudniowe kawy, zajadając pysznego blina z malinami, truskawkami i śliwkami. Przy tym, który na koniec spijał wszystkie łzy. A teraz nie można. Bo nic nie jest już takie samo. Wchodzisz niby do tego samego mieszkania, ale już nie wita Cię od progu szeroki uśmiech i czujesz, że to nie jest ten sam stół. Nie te ściany bo nie odbija się od nich ten stęskniony, radosny głos. Nie słychać kroków biegnących do kuchni i nie czuć zapachu podsmażanych pierogów z owocami. Opadasz na zupełnie obce Ci już krzesło i starasz się zebrać w płuca pozostałości zapachu jej perfum. A w doniczkach na oknie dalej rosną pomidory, jakby miała zaraz wrócić z dalekiej podróży i znów uśmiechać się, kiedy mówię, jak bardzo się za nią stęskniłam. Wyjmuję z szafy wszystkie sukienki, które od niej dostałam. Próbuję sobie przypomnieć wszystkie historie z nimi związane. Każdy szczegół. Otwieram albumy z ich młodości i wciąż łapię się na tym, że nie zapamiętałam wszystkich tych imion. Mieszają mi się opowieści. Nie poznaję wszystkich twarzy. Nerwowo szukam jej na zdjęciach. Dobrze, że podpisywała te wszystkie fotografie. Co robiła żeby storczyki tak pięknie kwitły? Żeby paprotki nie usychały? Czym czyściła porcelanę, że była zawsze taka piękna? Jak prała ściereczki, że były śnieżnobiałe? Czym polerowała srebrne sztućce? I jak to możliwe, że jej ubrania z młodości są w tak dobrym stanie, że mogę je jeszcze nosić? Co robiła, że jej cera była zawsze tak delikatna, jakby miała nadal 20 lat? I dlaczego nie spisała wszystkich przepisów? Kto teraz zrobi te pierogi? Uszka z barszczem? Dżemy, soki, sałatki i ciasta drożdżowe?
Siedzę po ciemku, na stole tli się tylko ciepły płomień świecy. Staram się zebrać w głowie odpowiedzi na te wszystkie pytania. Przecież wiem. Przecież mówiła mi to wszystko. Przecież powtarzałam to wszystko milion razy. Przecież dźwięczą mi w uszach jej słowa. Staram się złapać każdy skrawek wspomnienia, nerwowo skacząc z jednego na drugie. I słyszę jej głos. Jak spokojnie mówi, że wszystko mi się przypomni. Tak jak przed maturą. "To tylko takie wrażenie, że nic nie pamiętasz. Kiedy już zaczniesz pisać wszystko wróci." Więc piszę. I nagle pamiętam jak storczyki wbrew temu, co piszą w poradnikach, stoją w doniczkach wypełnionych wodą, a paprotki wysoko w półcieniu. A potem otwieram szafkę ze ścierkami i widzę, że moje są tak samo bialutkie i poukładane, jak od linijki. A moje kieliszki i filiżanki nie mają żadnej smużki. Wszystko co robię, staram się robić według Jej rad. Wracać do Jej słów, kiedy pielę i wycieram stół. Patrzę na pierścionek z rubinem, który dała mi w dniu ślubu i widzę jak śmieją się jej oczy. Jak błyszczą od łez kiedy starała się powstrzymać ze mną płacz ze wzruszenia, ze smutku i z radości. To po niej mam tę zimną krew, zaradność, bzika na punkcie perfekcyjnego porządku, zamiłowanie do butów i niesamowitą siłę. Mawiała, że wszystko jest Nam gdzieś zapisane. Mimo to wciąż myślę, że odeszła za szybko.  Ale skoro odeszła, musiała uznać, że sobie poradzę. Więc staram się sobie radzić. Postanowiłam zrobić tak, jak zawsze robiłyśmy. Wystroiłyśmy się, jak to mówiła "jak stróż w boże ciało" i odprowadziłam Ją. 
Babciu... 
Popatrz... założyłam sukienkę, czarną co prawda, ale za to się uśmiecham. 
I patrzę przed siebie i wierzę.. wierzę, że wszystko się ułoży. 
I jestem już spokojniejsza. Jak radziłaś. 
Łapię wiatr i podążam za marzeniami.
Tylko wciąż martwię się tymi przepisami. Bo nikt nie zrobi takich pierogów jak Ty... i ciast.. i dżemów.. 















photo by Atomek

sukienka MOHITO torebka SECOND HAND buty MOCCA apaszka STRADIVARIUS biżuteria H&M

Po dwóch miesiącach od śmierci mojej ukochanej Babci wreszcie zebrałam się za napisanie tego posta. Było mi to potrzebne by łatwiej o tym myśleć, oczyścić umysł. Była wyjątkową osobą. Dla mnie przyjaciółką i skarbnicą wiedzy. Bez niej nie byłabym tym, kim jestem. A moje dzieciństwo nie miałoby takiego smaku. Zawsze uważała, że wszystko ma swoje miejsce i czas. Uwielbiała kiedy się uśmiechaliśmy i byliśmy dla siebie dobrzy. Chciałabym być choć w połowie tak dobrym człowiekiem, jak Ona.


4 komentarze:

  1. Nie czytam Twojego bloga, nie śledzę. Weszłam, bo ktoś ze znajomych polubił na facebooku. I czytam, i patrzę, i nie wierzę... Miłe jest to, że chcesz uszanować pamięć po swojej babci, ale chciałabym wiedzieć, jak to jest tak uzewnętrzniać się ze wszystkim. Nie chciałaś zachować dla siebie "stylizacji" z pogrzebu? Nie wiem, jak Tobie, ale mnie wydaje się, że tego dnia nieważne jest to, co na sobie mamy, bo chyba nikt nie zwraca na to uwagi. Chyba, że idzie się na pogrzeb w celu wystrojenia się, a potem opisania tego na blogu. Z własnego doświadczenia dodam, że tak mocno przeżyłam śmierć mojego Dziadka, że nawet nie pamiętam, jak przebiegła ceremonia, bo musiałam wziąć środki uspokajające... A co dopiero miałabym wybierać stylizację na tę uroczystość. Fajnie, że interesujesz się modą i lubisz o tym pisać, ale na miłość boską! nie odzieraj z prywatności i zadumy takich okoliczności, jak pogrzeb własnej babci, bo kiedyś obróci się to przeciwko Tobie. Zachowuj dla siebie takie momenty, nie rozbieraj się, bo kiedy zostaniesz naga - ludzie będą się tylko śmiali.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Widzisz... Pisząc "wystroiłyśmy się" nie mialam na mysli siebie i innych osób będących na pogrzebie. Mialam na mysli siebie i babcie bo choć tego nie napisałam, przygotowywałam ja do tego ostatniego wyjścia, jak do każdego innego.. Zawsze razem sie ubieralysmy, malowaliśmy.. I wierz mi, ze to nie dlatego, ze interesuje sie moda, tylko dlatego, ze ona to lubiła.. Ona tego potrzebowała.. Starałam sie byc tak cholernie silna tego dnia wlasnie dla niej, ze nie potrzebowałam żadnych środków.. Byc moze nie dopuszczałam do siebie jeszcze wtedy mysli, ze naprawde odeszła. A napisałam tu o tym bo bardzo potrzebowałam gdzies cicho sie wykrzyczeć. Nie uważam zeby to było zle... Jeden potrzebuje ciszy i zadumy, inny potrzebuje o tym mowic. Stylizacja nie jest ubraniem z pogrzebu. Nie pamietam co miałam wtedy na sobie. Post jest pisany z perspektywy 2 miesięcy po tych wydarzeniach, a czarna sukienka jest symbolem pamięci. Tak bardzo lubiła mnie w sukienkach..
      Pozdrawiam ciepło i życzę znalezienia swojego sposobu na przeżywanie każdych chwil, zamiast oglądania się na śmiech ludzi,
      Madlen

      Usuń
  2. Ola! tak pięknie babcię opisałaś! tak prawdziwie! nasza kochana... mądra.. zadbana... zawsze uśmiechnięta.. miała mnie odwiedzić, mówiła, że zajedzie któregoś dnia.. nie było tego dnia i nie będzie już :( Ja wciąż Ją widzę, w starszych kobietach, idących tyłem przede mną, czy to piechotką, czy na rowerze... widzę i myślę: babcia! a potem zaraz rozczarowanie... przecież Jej już z nam nie ma :**
    tęsknie...

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo współczuję!
    Zdjęcia genialne i ten Twój uśmiech :)

    OdpowiedzUsuń